Hamburg – Gdzie zjeść wybitnie niezależnie od gustów i środków?

Hamburg odwiedziłam trzy razy i za każdym razem miałam inne kulinarne priorytety. Jestem przekonana, że były na tyle zróżnicowane, że wpasują się w Wasze. Poniżej kilka fajnych i kilka wybitnych miejscówek.

Klasyka

Kiedy odwiedzam jakieś miejsce, często upieram się, żeby spróbować lokalnej kuchni, choć upieram się „umiarkowanie”. Sama wiem, że gdybym chciała zaprosić gościa z zagranicy do dobrej warszawskiej restauracji nie byłaby to raczej pierogarnia ani żadna z krzyczących napisami „Polish dishes” bezimienna restauracja na starym mieście. Z takich samych przyczyn rozumiem, że nie zawsze tradycja idzie w parze z wyrafinowanym smakiem i jak ognia unikam restauracji typu „tradycyjna kuchnia dla turystów”, gdzie nie ma żadnego lokalsa najczęściej ani wśród gości, ani nawet wśród obsługi. W Hamburgu sprawa jest o tyle łatwiejsza, że nie jest typowo turystyczne miasto i tym samym możecie nieco nieco spokojniej szukać Waszych kulinarnych miejscówek.

Tradycyjnie i w najlepszym stylu

Zdecydowanie najlepsza restauracja z tradycyjną niemiecką i hamburską kuchnią jaką znalazłam to Old Commercial Room. Może nazwa nie wskazuje na to , ale obsługa lokalu i goście już tak – tam naprawdę przychodzi dużo Niemców, a obsługa ledwo radzi sobie z angielskim. Restauracja sama w sobie jest warta odwiedzenia bo znajduje się w pięknych, starych wnętrzach , naprzeciw kościoła Św. Michała. W karcie znajdziecie tradycyjne sznycle, śledzie w różnych odmianach i klasyczne hamburskie danie labskaus – czyli wołowina, cebula, ziemniaki, buraki i ogórki konserwowe podane z dwoma jajami sadzonymi. To jest danie dla smakoszy 😉 Możecie je też kupić w puszce i spróbować w domu. Odwiedziłam Old Commercial Room z przyjaciółką, moją towarzyszką podróży i próbowałyśmy śledzi matiasów – były wybitne, z ziemniaczkami i fasolką szparagową oraz sznycla. Nie dość, że był wybitny to wystarczyłby na wykarmienie całej armii. Warto na koniec skusić się na typowy hamburski deser – czyli Rote Grutze. To coś w rodzaju przesmażonych czerwonych owoców formie kisielu, z absolutnie fantastycznym sosem waniliowym. W Old Commercial Room do tego deseru dodają jeszcze gałkę lodów waniliowych. Mniammm

Dania główne kosztują ponad 10 EUR (13-16 EUR). Jest też hamburskie czterodaniowe menu, które zaczyna się od matiasa, następnie jest zupa „eel…., labskaus i włąśnie Rote Grutze. Całość za 39 EUR. Porcje w Old Commercial Room są bardzo duże. Tak jak Niemcy lubią najbardziej. Nie przesadźcie z zamówieniem.

Fine dining w wyjątkowo dobrej cenie

W centrum Hamburga, nad samym jeziorem Alster, stoi piękny i drogi hotel. Raczej nie piszę o nim jako o dobrej miejscówce na nocleg, bo mogłoby Wam już na nic innego nie wystarczyć, ale musicie koniecznie odwiedzić to miejsce. W Fairmont Hotel Vier Jahreszeiten znajdują się 3 restauracje

Haerlin – restauracja z 2 gwiazdkami Michelin i 19 punktami żółtego przewodnika Gault-Millau. Nazwa restauracji pochodzi od nazwiska założyciela hotelu, zapewne cudownie można tu zjeść, ale trzeba liczyć około 350 EUR za kolację z winem. Nie są otwarci co dziennie.

Druga restauracja to Jahreszeiten Grill. Mieści się we historycznych wnętrzach art deco. Tradycyjne niemieckie dania serwuje szef kuchni Darius Wieczorek 😉

Mnie najbardziej urzekła i zachęcam Was do odwiedzenia trzeciej restauracji Nikkei Nine-i o tej restauracji poniżej

Nikkei Nine serwuje uwaga … kuchnię japońsko – peruwiańską. Cóź za połączenie. Oczywiście od razu zapytałam managera restauracji – Matthisa Forstera – skąd taki egzotyczny duet. Okazało się, że na początku ubiegłego wieku Japończycy jeździli do Peru budować tamtejszą kolej i próbowali gotować swoje tradycyjne dania używając lokalnych produktów. Stąd narodziła się bardzo nietypowa kuchnia łącząca dwie kultury i dwa kraje. Jest to wyjątkowa restauracja, nie jest tanio, ale …. Nie takie rzeczy my ze szwagrem. Podają w południe menu za 17 EUR 2 dania bez deseru lub 19 EUR z deserem. Smaki genialne. Nie wahajcie się i korzystajcie z taj cudownej jakości za tak dobrą cenę. W naszym przypadku zaczęło się od sałatki. Niby zwyczajna, ale jednak, najróżniejsze rodzaje pysznych, świeżych chrupiących sałat i ten sos. Boszz jaka rozkosz – co tam było, chyba trochę oleju arachidowego, mizu, nie wiem co jeszcze, ale sos był pyszny, pachniał Japonią i genialne wprowadzał w japońskie smaki. Z dań głównych próbowałyśmy wszystkich trzech, które w tym dniu były do wyboru a mianowicie tuńczyka w stylu nigiri, wyłam z rozkoszy, bo on był jakoś tak zamarynowany i z takimi przyprawami, że smak był absolutnie wyjątkowy, dodatkowo wjechał ramen, też sztos. Czuć w nim było kaczkę, żółtko, kolendrę, mnóstwo warzyw. Smakował cudownie. Próbowałyśmy też kurczaka. Ja osobiście nie przepadam, ale znowu przyprawy zrobiły robotę. Był pyszny i genialnie upieczony. Na koniec wjechał deser – mus z machy z sorbetem malinowym. Już sam wygląd był bardzo zachęcający – blady turkus machy pięknie komponował się z kolorem malin. Znowu było wycie z rozkoszy, bo nic nie było zbyt słodkie, wszystkie smaki i wyraziste i bardzo przyjemne.

Warto tam iść już dla samego miejsca. Hotel jest piękny, wnętrza restauracji bardzo gustownie urządzone. Mimo, że jest sporo złota i generalnie błyszczy się tam wszędzie, to wystrój nie przytłacza, wszystko jest wystawne, ale jednak trochę stonowane. No i za niecałe 20 EUR macie jakościowo absolutnie wyjątkowy posiłek. I jeszcze jedno – personel. W Mattijasie Forsterze – managerze restauracji, który nas przywitał i pożegnał, niemal się zakochałam. Widać, że praca to jego pasja. I generalnie tak tam jest z personelem, który jest bardzo międzynarodowy.

Tanio, ale nadal bardzo smacznie

Pamiętajcie, że północne Niemcy to region śledzia. Śledź jest tam genialny i trzeba go absolutnie spróbować. Buła ze śledziem to jest to. Tam zjecie prawdziwe matiasy. Wiecie jaka jest różnica między matiasem a à la matiasem – 30% tłuszczu. A la matias, ma około 40% tłuszczu, prawdziwy matias, zwłaszcza złowiony przed tarłem ma 70% tłuszczu. Coś jak między masełkiem i margaryną … Rozumiecie na pewno, że różnica w smaku jest kolosalna. Polecam szczerze bułę ze śledziem w małej miejscówce na Am Kaiserkai – mała uliczka naprzeciw Elbphilharmonie. Mijacie po lewej Campus suite, i kilka kroków dalej jest sklep z pamiątkami, w którym serwują również pyszne buły ze śledziem, śledzie z ciemnym pieczywem i kilka prostych, ale bardzo smacznych dań z dobrych produktów. Pyszne buły ze śledziem znajdziecie też na Fischmarkt, ale to już wymaga poświęcenia, ale o tym więcej tu.

Innym bardzo fajnym miejscem na tani, ale dobry posiłek jest Pamukkale w mocno hipsterskiej dzielnicy Schanze. Pamukkale jest otwarte od świtu do … świtu 😉 więc możecie tam również wskoczyć po imprezie na mega doner kebsa. Prowadzona przez Turków restauracja ma wszystko czego Wam potrzeba, czyli duży wybór kebabów (pyszny i sycący doner już za 5 EUR) i tureckiej cieniutkiej pizzy lahmacun, w podobnej cenie. Mają tradycyjny grill i bardziej wyrafinowane dania, są zupy i sałatki i wszystko można zapić tradycyjnym ayranem. Jest świeżo i dobrze i w sam raz na dużego głoda. I jest to restauracja. Jest wygodnie, czysto, uczciwie i do syta 🙂

I jeszcze dla wymagających hipsterów …

Jeśli już jesteście w dzielnicy Schanze, ale nie macie ochoty na kebsa, wasze podniebienie domaga się czegoś więcej to koniecznie zajrzyjcie do Bullerai. To restauracja bardzo znanego kucharza Tima Malzera (taki niemiecki Michel Moran czy może bardziej Mateusz Gessler). Jednym słowem jest pysznie, ale już nie tanio. Można jednak zjeść w ich mniej wykwintnej części, takiej bardziej „décontracté” ) Deli ; w tym samym miejscu tylko inna sala i nieco bardziej „barowe”, ale nadal pyszne menu. Pyszny burger z ośmiornicą, świetne sałatki, genialne produkty, i jakie pieczywo … Mniammmm

Na końcu muszę zaznaczyć, że większość z tych miejsc odkryłam dzięki dwóm wyjątkowym Polkom mieszkającym w Hamburgu Basi i Patrycji. Basię poznałam na fejsbukowej grupie kulinarnej, kiedy szukałam jakiś poleceń właśnie w Hamburgu. Napisała mi w jednym poście mega dokładny przewodnik, gdzie czego mam szukać. Ja podziękowałam, ona jeszcze coś dodała … tak się zaczęło. A teraz nie możemy bez siebie żyć i bez wymiany naszych kulinarnych wrażeń. Patrycja to taka polsko-niemiecka Magda Gessler, która naprawia kiepsko działające restauracje, z tą różnicą, że jest młodą i prześliczną kobietą.

SMACZNEGO, A NAWET GUTEN APPETIT!

Jo

Być może zainteresuje Cię też...

Dodaj komentarz