Nie wiem jak Wy, ale ja jadę na wakacje, żeby odpocząć i tym samym staram się zdjąć sobie z głowy jak najwięcej. Nie chcę się martwić o mój bagaż czy o jakieś medyczne perypetie więc nie ruszam się za granicę bez ubezpieczenia podróżnego. Pracuję wiele lat w branży ubezpieczeniowej i sporo się nasłuchałam o przykrych a czasem tragicznych historiach i tzw. travelkę zwaną taż KLką kupuję zawsze, niezależnie czy podróżuję po Europie czy zapuszczam się w bardziej egzotyczne zakątki.
1. Limit ubezpieczenia
Najczęściej takie ubezpieczenie chroni Was od kilku ryzyk. Podstawowym ryzykiem w ubezpieczeniu podróżnym są koszty leczenia i koszty assistance za granicą. Limit kosztów leczenia i assistance jest to kwota do jakiej ubezpieczyciel zapłaci za usługi medyczne – szpital, wizyta lekarska – lub akcję ratunkową, na przykład wysłanie karetki pogotowia czy helikoptera, w przypadku nieszczęśliwego wypadku czy zachorowania. Już w Polsce ceny takich usług są całkiem spore, a w Europie zachodniej potrafią być na prawdę ogromne. Rozśmieszają mnie więc proponowane przez niektórych ubezpieczycieli czy raczej biura podróży ubezpieczenia z limitem typu 20 000 zł. Przykład z życia: koszty leczenia, akcji ratunkowej i operacji dość skomplikowanego złamania nogi mojej koleżanki wyniosły we Włoszech ponad 80 000 EUR. Sporo, prawda? Na taką kwotę musiałabym wziąć kredy i rozłożyć go na dziesięciolecia!!! Dlatego patrzę zawsze ile wynosi taki limit przed zakupem ubezpieczenia i nie kupiłam nigdy ubezpieczenia podróżnego z limitem niższym niż 50 000 EUR, a bezpiecznie czuję się kiedy jest to 100 000 – 200 000 EUR. Szkoda kasy na mniejsze sumy ubezpieczenia.
2. Bagaż, bagaż, bagaż …
Jeśli na urlop lecicie samolotem, a szczególnie jeśli lecicie z przesiadką sprawdźcie czy ubezpieczenie obejmuje opóźnienie i utratę bagażu. Przecież już wystarczająco mało fajne jest to, że pieczołowicie spakowane, wybrane, upolowane, ulubione ubrania nie doleciały z nami do Stanów czy do Oslo. Dlaczego jeszcze za to płacić. Mnie ostatnio spotkała taka „przygoda” w czasie podróży do Nowego Jorku. Ja doleciałam na JFK, a moja walizka wybrała inną destynację i podróżowała sobie gdzieś między Zurichem i Miami. Zostałam w grubych ciuchach w 35 stopniowym upale – w farenheitach dobijało do setki – w nowojorskiej dżungli. Miałam dużo szczęścia, bo podróżowałam przyjaciółkę, taką prawdziwą wiecie, co to nawet najlepszą kieckę Wam pożyczy i pożyczyła. Ale poza kiecką potrzebne są jeszcze inne rzeczy. Przyjemnie jest mieć swoją własną czystą bieliznę na przykład. Prosta rzecz, a nie taka oczywista. Ponieważ Nowy Jork był tylko czasowym naszym lokum, a w planach mieliśmy jeszcze Waszyngton, Niagarę i Lancaster walizka przepadłą na cały wyjazd, bo lotnisko nie dawało gwarancji doręczenie jeśli w danym miejscu zatrzymywałam się nie dłużej niż na dwie doby.
I co zrobiłam? Poszłam na zakupy do Macy’s i do butików na Time Square. Kupiłam szampon, krem, bieliznę, letnie ubrania, zapłaciłam za okulistę (bo, pechowo w walizce miałam też soczewki kontaktowe, które w USA są na receptę), nową walizkę i jeszcze kilka drobiazgów. Przez pierwszą dobę podróżowałam ze szczoteczką i pastą w foliówce. Po powrocie z wakacji miałam kupę roboty bo musiałam zeskanować paragony za zakupy i wysłać do ubezpieczyciela 😉 , żeby za tygodnie mieć zwrot na koncie. Polisa kosztowała mnie jakieś 11 zł za dzień, a za zakupy … w moim przypadku miałam do dyspozycji limit w wysokości 1000 EUR, zapłacił ubezpieczyciel. Mogłam na prawdę kupić WSZYSTKO czego mi brakowało na wakacjach. Zanim ruszycie do centrum handlowego, sprawdźcie tylko ile godzin musi trwać opóźnienie bagażu, żeby polisa zadziałała i pamiętajcie, że to działa tylko w drodze TAM. Jeśli bagaż Wam nie doleci do Wszego miejsca zamieszkania, to możecie oczywiście pobiec na zakupy, ale już nie na koszt ubezpieczyciela.
3. OC w życiu prywatnym
Oj przydaje się, przydaje… zwłaszcza jeśli podróżujecie z dziećmi, czy ze zwierzętami. OC w życiu prywatnym chroni nas przed roszczeniami osób trzecich, jeśli my lub osoby czy zwierzęta, za które jesteśmy odpowiedzialni wyrządziliby szkodę. Mam dwa takie przypadki z życia. Jedna sytuacja miała miejsce w Niemczech. Pies bez smyczy wybiegł na ulicę wprost przed nowiutkiego Mercedesa SLS. Ten mercedes to takie sportowe cudeńko co to drzwi otwierają się do góry. Raz miałam okazję prowadzić, to dobrze zapamiętałam. Nawet boję się myśleć ile ten Mercedes kosztuje, ale pewnie jak nic ze dwa, trzy moje mieszkania. Kierowca SLSa zdążył zahamować, piesio – sprawca całego zamieszania – został na szczęście cały i zdrowy, ale kierowca jadący za SLSem już zahamować nie zdążył i uderzył w ten piękny i masakrycznie drogi samochód. Wartość szkody kilkaset tysięcy złotych. Kierowca pojazdu, który spowodował wypadek domagał się odszkodowania od właściciela psa i takie odszkodowanie otrzymał, bo jest to absolutnie uzasadnione. Drugi przypadek to kilkunastoletnie dzieci, które czekając na zameldowanie w hotelu przez rodziców, zniszczyły – niestety trochę umyślnie – potwornie drogie drzwi. Wartość szkody – kilkadziesiąt tysięcy złotych. Również zadziałała polisa. Słyszałam też o narciarzu, który wjechał na jakiegoś Szwajcara na trasie, trochę go poturbował i też płacił horrendalne odszkodowanie. To przed konsekwencjami takich sytuacji chroni OC w życiu prywatnym. Nie wiem jak Wy, ja tam wolę zapłacić za polisę i mieć spokój.
4. Sporty ekstremalne
Jeśli jedziecie nurkować, jeździć na nartach wodnych, czy tam podnosić sobie poziom adrenaliny w inny sportowy sposób, sprawdźcie czy polisa podróżna obejmuje takie wyczyny. Nie bez powodu ubezpieczyciele wyłączają sporty ekstremalne z ochrony. Ryzyko wypadków jest nieco wyższe niż podczas wciągania gofra we Władysławowie. Chociaż, czy ja wiem… W każdym razie, zwykle za kilka złotych dziennie można ochronę ubezpieczeniową rozszerzyć o te sporty. Szczerze polecam, bo tu katalog przykładów również jest bardzo bogaty.
Przy okazji sportów ekstremalnych, jeszcze info dla osób, chorujących na choroby przewlekłe, na przykład astmę. Też koniecznie trzeba sprawdzić czy są one objęte ubezpieczeniem. Dość często wyłączane są z ochrony, a przecież właśnie taka dolegliwość może być przyczyną konieczności skorzystania z usług medycznych podczas urlopu.
5. Zakres terytorialny
Jeśli wyjeżdżacie do państw takich jak USA, Kanada, Kuba czy innych dość egzotycznych miejsc koniecznie sprawdźcie czy polisa, którą kupujecie obejmuje ten kraj. Szczególnie często Ameryka Północna jest wyłączona. Nie bez przyczyny, tam usługi medyczne są wyjątkowo drogie. Tak, że jeśli jedziecie do USA czy Kanady to punkt pierwszy o limicie potraktujcie wybitnie serio i przemnóżcie przez 2.
Teoretycznie dobrze skonstruowany formularz sprzedaży ubezpieczenia nie powinien umożliwić Wam zakupu ubezpieczenia polisy nie obejmującej kraju, do którego się wybieracie. Ale nie takie rzeczy kryją w sobie internety. Ubezpieczenie podróżne, zwłaszcza słabe, raczej Was nie zrujnuje, ale szkoda wydawać kasę na takie ubezpieczenie – wydmuszkę.
A jeśli jedziesz samochodem to…
Mamy to szczęście, że żyjemy sobie w strefie Schengen i podróżujemy bez żadnych przeszkód, bez paszportów. Dopiero kiedy wyjeżdżamy poza Unię zdajemy sobie sprawę, że na przykład nasz paszport stracił ważność pół roku temu. Przypominam Wam o zielonej karcie, której już domyślnie ubezpieczyciel nie drukuje do ubezpieczenia komunikacyjnego samochodu, właśnie dlatego, że w większości państw europejskich jej nie potrzebujecie. Ale jak pojedziecie na Bałkany na przykład, to Bośniacy czy Serbowie z dziką radością będą Was o to przepytywać na granicy. Kojarzycie jak wygląda wybrzeże Chorwackie … tak, że ze Splitu do Dubrovnika nie przejedziecie nie wjeżdżając do Bośni. Szkoda czasu na takie przygody za granicą. Poproście ubezpieczyciela Waszego samochodu o zieloną kartę jeśli zamierzacie wyjeżdżać poza Schengen.
Nie wybierajcie najtańszych ofert ubezpieczenia podróżnego. Szkoda na to Waszych pieniędzy. Warto zapłacić za te wszystkie składowe powyżej. Ja jestem wierną klientką Hestii, bo przygód za granicą miałam kilka – zgubiony bagaż, zerwane więzadło, unieruchomiona noga i powrót specjalnym transportem – takie tam wakacyjne atrakcje – i wszystkie kończyły się dobrze. Dobre doświadczenia mam też z Chubbem i Axą. Na pewno są też inni dobrzy. Ja sprawdziłam tych trzech.
Życzę Wam cudownych i bezpiecznych urlopów i obyście nie musieli używać polisy, no chyba, że w Mediolanie czy Paryżu na Czamps Elejzes z powodu opóźnienia bagażu 😉
Jeśli spodobał Wam się ten wpis będzie mi bardzo miło jeśli go polubicie i/lub udostępnicie.