Wódka Gessler na Widelcu – klimat Warszawy sprzed wieku

Nazwisko Gessler na pewno nikogo z nas nie pozostawia obojętnym. Ten lokal nie ma nic wspólnego z bardziej medialną Magdą Gessler, a z Adamem Gesslerem – właścicielem kultowego lokalu U Kucharzy, kiedyś mieszczącego się w Hotelu Europejski, teraz w Arsenale. No i były jeszcze kiedyś na Krakowskim Przedmieściu słynne Zakąski, przekąski należące do Pana Gesslera, które niestety już kilka lat temu zniknęły z kulinarnej mapy Warszawy, a szkoda. Natomiast pojawiła się niedawno niejako ich zastępczyni – Wódka Gessler na widelcu. To jednak lokal w trochę innej, bardzo eleganckiej formie.

Miejsce jest piękne, przy placu Trzech Krzyży. Wcześniej była tu hiszpańska restauracja Ole. Teraz na tarasie, parterze oraz na piętrze – pięknie urządzonych wnętrz eleganckiej kamienicy – można przenieść się w czasie i porozkoszować klasykami polskiej kuchni takimi jak zimne nóżki, tatarek czy grasica.

Na kuchni zaraz zatrzymam się dłużej, natomiast sam klimat jest fantastyczny i chciałabym o nim jeszcze trochę opowiedzieć. Wnętrza są stylowe i eleganckie. Przy wejściu wita was ogromny bar obfitujący w alkohole wszelakie, ale hitem jest tu autorska wódka Gessler, którą nam akurat polewał syn Adama Gesslera, również Adam Szczęsny Gessler. Ale w barze znajdziecie również inne przyjemności od szampana, po wszelakie inne wina i inne mocniejsze alkohole. Tu białe obrusy nie denerwują, tu są bardzo na miejscu, bo przenoszą nas w czasie do Warszawy lat dwudziestych. Świetnie też korespondują ze strojami kelnerów – białe marynarki i czarne muszki.

Na piętrze jest muzyka na żywo, która roznosi się po całym lokalu. Trochę klimat dansingu, ale takiego w dobrym, ocierającym się o jazz wydaniu. Jedyne co w tym klimacie nie jest spójne, to niektórzy goście. Lokal ma świetna lokalizację, więc pojawia się tu mnóstwo „modnych” gości, w tym na przykład sporo pań, które mają figury lepsze niż można stworzyć w Photoshopie i dość odważnie je prezentują.

A kuchnia? No bajka po prostu. Niestety nie wystarczyło miejsca na spróbowanie wielu dań, natomiast wszystko czego spróbowałyśmy było cudowne, idealne, prawdziwe. Zaczęło się od czekadełka – domowe pieczywo z masełkiem lub z olejem rzepakowym. Pieczywo trzeba umieć przygotowywać. To było świeże, puszyste i pyszne. Prawdziwy, jakościowy olej rzepakowy to również jest gratka. Ma niesamowity, wyrazisty a równocześnie świeży smak. Dalej poszłyśmy w zimne nóżki wieprzowe i cielęce. Podane z chrzanem i polewane wedle życzenia gościa octem. Cielęce były zdecydowanie delikatniejsze, ale jedne i drugie były smakowo genialne, naturalnie zwarte, ze sporą ilością mięska w środku. Następnie jedzone były bliny z ikrą z łososia oraz śmietaną. To jest słuchacie hit!!! Bliny są miękkie, ale lekko chrupiące. Na mące gryczanej, zgodnie ze sztuką. Na nich jest pyszna śmietana i na górze te cudowne pękające w ustach spore kuleczki ikry z łososia. Proste, ale tak przyrządzone mogłabym jeść trzy razy dziennie. Na  uwagę zasługuje też wątróbka cielęca podana z pysznymi jabłkami w czerwonych owocach. Bomba. Żałowałam, że nie udało się spróbować więcej bo kusi i kaczka i grasica. Dla odważnych jest móżdżek, a dla wegan smalec warzywny.

Z deserów genialny jest torcik czekoladowy. Chrupiący spód, mus najlepszej jakości i wokół chrupiąca czekolada. Czuć jakość musu, jakość czekolady. Macie spory wybór w deserach. Z tradycyjnych pozycji jest szarlotka, sernik, naleśnik z serem oraz leniwe. Z międzynarodowych klasyków jest jeszcze creme brulee.

I wisienką na torcie jest Pan rurkarz. Przed lokalem jest stanowisko obsługiwane przez starszego Pana, przy którym kręcone są rurki wypełniane następnie bitą śmietaną. Rurki pachną obłędnie, a smakują jeszcze lepiej. Dostałyśmy dwie w gratisie na koniec.

Ceny są uczciwe. Zakąski w cenie od 12 zł za smalec wegański, przez 24 zł za nóżki w galarecie po 38 zł za tatara. Dania główne od 42 zł za sztukę mięsa po 69 zł za kaczkę po polsku. Desery od 12 do 20 zł. Dość wysokie wydają się ceny napojów. Wszystko jest po 20 zł – 50 ml wódki, kawa, herbata, woda mineralna… Trochę dużo. Ale jedzenie i klimat bez żadnej wątpliwości warte swojej ceny.

Idźcie i rozkoszujcie się. Na pewno warto przenieść się czasie i poczuć klimat i smaki Warszawy lat 20.

Jo

Ps. Dziękuję Reniu za to przepyszne odkrycie.

Być może zainteresuje Cię też...

Dodaj komentarz