Ale Wino – najlepsza restauracja na świętomarcińską gęsinę i nie tylko

Ale Wino to moja ulubiona warszawska restauracja, to moje lunchowo-kolacyjne miejsce na ziemi. Lubię tam wszystko: miejsce, jedzenie, ludzi…

MIEJSCE

Ale Wino znajduje się na Mokotowskiej, w bardzo niepozornej bramie. Przy tym samym podwórku ma swoją pracownię Robert Kupisz. Latem jest tu po prostu pięknie. Siedząc wieczorem pod parasolem i wpatrując się w światełka oświetlające podwórko przenoszę do jakiegoś francuskiego czy hiszpańskiego miasteczka. W dodatku na podwórku rosną zioła  – jest mięta, lubczyk, werbena i inne takie, które zna chyba tylko Pan Sebastian Wełpa – tutejszy szef kuchni. Teraz sezon podwórkowy niestety się skończył, ale to nic. Wnętrze Ale wino jest mega przyjemne. Jest na luzie. Króluje drewno, beton i od samego wejścia butelki wina, bo w końcu nazwa zobowiązuje. Jest tu kilka połączonych ze sobą sal, więc mimo, że restauracja jest dość duża, mamy wrażenie kameralnego, przyjemnego wnętrza. Zaczynamy od wejścia, gdzie znajduje się „ściana winna”. Możemy tu wybrać przyjemną butelkę do kolacji. Następnie, trafiamy do maleńkiej sali ze stolikiem barowym vis-à-vis kuchni. Fajne rozwiązanie na krótkie luźne spotkanie przy kilku przystawkach. Dalej są trzy sale: dwie dość kameralne, jedna trochę większa, która nadaje się na jakieś okolicznościowe spotkania. Jednak to, co urzeka mnie w tym miejscu najbardziej, to kuchnia i mój ukochany szef kuchni Sebastian Wełpa, którego możecie obserwować przy pracy wchodząc i wychodząc z tych „alewinnych” korytarzy. Wy obserwujecie jego, a on obserwuje Was. Zwłaszcza , kiedy wychodzicie. Mam wrażenie, że temu kulinarnemu teamowi szczególnie zależy na tym, żebyście wyszli z tego miejsca z tym delikatnym uśmiechem zdradzającym niedawne odbycie kulinarnej rozpusty. Kiedy wychodzicie, Pan Sebastian zerka delikatnie i sprawdza na ile Was oczarował swoim talentem.

JEDZENIE

Mogę się rozpływać nad tym jedzeniem bez końca. Byłam tyle razy i spróbowałam tylu fantastycznych dań, że nie wiem od czego zacząć, ale może od początku. Pierwszy raz kiedy tam trafiłam był akurat chowder z dorszem. Ta zupa – sos to była doskonała, łagodna, ale z wyrazistymi smakami. Czuć tam było zdecydowane morze i trochę cytryny i łagodny śmietankowy akcent… Jak mnie wkurzali ci ludzie, którzy siedzieli wokół… bo gdyby nie oni wylizałabym do ostatniej kropelki tę doskonałą mieszankę smaków. To musiał być początek roku, bo tu serwuje się dania sezonowo, i norweski dorsz skrei podawany jest w Ale wino, wtedy, kiedy jest najsmaczniejszy, czyli od stycznia do kwietnia.

Kuchnia jest niezmiennie sezonowa, a karta zmienia się dość często. Ale jest kilka klasyków. A wśród nich moje ukochane crostini z rillettes z kaczki z konfiturą z czerwonej cebuli (28 zł). Muszę wyznać, że mieszkałam 5 lat na południowym zachodzie Francji – czyli w regionie rillettes par exellance. Ale rzadko, bardzo rzadko mogłam się rozkoszować tak doskonałymi rillettes. Dla tych, którzy nie wiedzą „rillettes” to taki niby pasztet z mięsa kaczki z tłuszczem. Mięso nie jest totalnie przemielone, ale zachowuje swoją strukturę włókien. W Ale Wino mięso rillettes jest idealnie miękkie, tłuszczu ma tyle ile trzeba, czyli wystarczająco dużo, żeby były doskonale kremowe, ale nie na tyle, żeby stało się mdłe. I do tego to pieczywo… Jest doskonałe. Pieką tu własny, przepyszny chleb. Ma chrupiącą skórkę, świetnie skomponowaną mieszankę ziaren, która jest wyrazista, ale absolutnie nie dominuje nad kaczką i do tego ta konfitura… To jest mistrzostwo świata. Zwykle, kiedy idę do Ale wino w towarzystwie, bierzemy rillettes do podziału w charakterze czekadełka. Ostrzegam, jest to niebezpieczne. Można, stracić przyjaciół. 5 crostini do podziału na 2 osoby… ? Zawsze jest walka o ostatnie crostnini. Zawsze… I głos mojego towarzysza, który mówi, „weź, zjedz ostatnią”, ale w ogóle nie współgra ze wzrokiem jego wzrokiem, oczy robią się węższe, wzrok bardziej przenikliwy, no i rozmowa się urywa… Jeśli nie chcecie stracić przyjaciela, najlepsze rozwiązanie to wziąć nóż i podzielić ostatnie crostini sprawiedliwie na pół. Z klasyków są też cudowne otwarte ravioli z selera z kalafiorem i palonym masłem (26 zł). Tu też ludzie obok będą wam przeszkadzać, bo to masełko chciałoby się do końca paluchem, albo jakkolwiek z talerza…

Zabawne jest to, że Pan Sebastian Wełpa odkrywa przed nami tyle ziół, sosów, przypraw składników, że nie będziecie w stanie zrozumieć menu bez pytań do wujka Google’a lub do obsługi. Ale to jest cudowne, bo zwykle nie chodzi o jakieś egzotyczne przyprawy, a na przykład o zioła, które rosną tuż obok. Odkrywa się tu przed nami nowe, cudowne smaki.

Ale do rzeczy. Sezonowo czyli…

GĘSINA NA ŚWIĘTEGO MARCINA

W związku ze świętem Świętego Marcina, Ale Wino przygotowało przystawkę i danie główne na bazie gęsiny. Jakie one są? O matulu, to nie jest dobry czas na dietę …

Zacznijmy od terriny z gęsiny z foie gras, chutneyem gruszka-chili i brioszką (38 zł). To danie doskonałe. Uwielbiam. Do tego kieliszek bąbelków, albo białego moelleux lub w ogóle nic w sumie nie jest potrzebne, bo ta terrina jest the best. Tam miesza cię cudowne, delikatne gęsie mięso, z perfekcyjnym foie gras, przełamane kawałeczkami suszonej moreli. A do tego ten chutney. Boszzzz, toż to poezja. Pycha. Ostrości w sam raz, żeby było wyraźne, ale nie zabiło tych delikatnych smaków gęsi i pysznej, idealnie przypieczonej brioszki. Ale Wino! Ale to cudownie skomponowaliście!!!

A danie główne? Szok. Gołąbek z gęsiny (60 zł). Na Waszym talerzu jest prawdziwy gołąbek. Tekstura mięsa znów jest doskonała. Są tam pełne kawałki gąski owinięte w mieloną gąskę z kaszą pęczak. A wszystko doskonale upieczone i owinięte w liście dzikiego brokułu. Delikatne, świetnie doprawione mięso, bardzo fajnie przełamuje wyrazisty brokuł z bardzo delikatną goryczką. Ale to nie koniec. Gęsiemu gołąbkowi towarzyszy doskonale kremowe purée z topinamburu, genialne chipsy z tegoż, suszone śliwki i fantastyczny sos, w którym również wyczuwalna jest przyjemnie kwaśna śliwka. Jak to wszystko się komponuje ze sobą… Klękajcie narody.

Nie wiem co na to żona Pana Sebastiana Wełpy, ale ja tam po raz kolejny doświadczyłam kulinarnego orgazmu.

Ta gęsina w obu wydaniach to jest majstersztyk. A jeśli Wam nie wejdą dwa dania, to wybierzcie samą terrinę lub zróbcie tak jak ja – poproście o spakowanie reszty do domu J

I możecie tam zjeść w Świętego Marcina, bo będą w poniedziałek otwarci. Uwaga, w poniedziałek zaczynają o 17.

ZESTAWY LUNCHOWE

W Ale Wino codziennie zjecie również zestawy lunchowe. To jest sztos. Niesamowite pychoty za jedyne 30 złotych. Zestawy są dwudaniowe – przystawka i danie główne. Wczoraj było coś co z opisu wydawało mi się dość mdłe i średnio ciekawe czyli sałatka z jarmużu z dynią i z dzikim ryżem. Jakie było moje zaskoczenie, kiedy po pierwsze przyniesiono nam coś co wyglądało pięknie. Po drugie jarmuż, który mój dziadek hodował dla swoich kilku wypieszczonych kurek, więc tylko one doceniały jego smak  😉 oraz dynia, którą o tej porze roku wszyscy uwielbiają, a dla mnie jest mdła i bez smaku, w Ale Wino smakowało cudownie. Przyprawiona chyba olejem arachidowym i jakimiś azjatyckimi sosami, z kawałkami wodorostów wakame i cudownie chrupiącym dzikim ryżem prażonym. A to był zaledwie wstęp do genialnego risotto z topinamburem. Genialnie kremowe, doskonała struktura ryżu, który przeszedł wszystkimi smakami, ale zachował  swoje twarde serce J Pychotka. Powiadam Wam.

LUDZIE

Tam jest przyjemnie bo wszystko działa doskonale. Każdy wie co ma robić. Tu nie ma takiej rotacji personelu jak w innych warszawskich miejscówkach. Tu zespół jest zespołem. Uzupełnia się. Kelner wie jak rozmawiać z klientem, wie wszystko o daniu, nie jest nachalny, ale skubany zna odpowiedź na każde pytanie o każdym daniu. Świetnie dobierze wino do potrzeb gościa. To są ludzie, którzy są mili, sympatyczni, uśmiechnięci, ogarnięci. Wiedzą bardzo dużo o daniach, ale nie są przemądrzali. Dlatego uwielbiam to miejsce. I uwielbiam jak Pan Sebastian Wełpa spogląda na wychodzących gości, czy wychodzą zadowoleni. Przecież wiadomo, że pańskie oko konia tuczy, a w Ale Wino wszyscy dbają, żeby gość był zadowolony, żeby czuł się dobrze, żeby dostał to czego oczekuje. Nietypowe prośby nie stanowią dla nich problemu.

Dlaczego ich tak lubię? Bo przez te kilka lat odwiedzania tego miejsca, zawsze wychodzę od nich szczęśliwa.  Bo jedzenie jest przepyszne, bo jak mam wątpliwości czego tak naprawdę chcę, to kelner cierpliwie wyjaśnia co i jak, żeby łatwiej mi było podjąć decyzję. Bo Pan Sebastian Wełpna to geniusz i do tego bardzo pracowity i przesympatyczny człowiek.

Są otwarci codziennie poza niedzielami. Codziennie od 12, a w poniedziałki od 17. Uwaga! Wieczorem wskazana rezerwacja. A jeśli chcecie wpaść w weekend wieczorem, to pomyślcie o rezerwacji z kilkudniowym wyprzedzeniem. Wszyscy czyhają na miejsca w Ale Wino od anonimowych gości po celebrytów takich jak Kuba Wojewódzki czy Monika Olejnik.

ALE WINO!!! BRAWO WY!!!

Ale WINO! ALE PYSZNIE!

JO

Spodobał Ci się ten wpis? Będzie mi  bardzo miło jeśli go udostępnisz.

Być może zainteresuje Cię też...

Dodaj komentarz