O tym dlaczego z Niagarą miałam zupełnie odwrotnie niż bywa z wieloma związkami, czyli dlaczego na początku było ogromne rozczarowanie, a niedługo potem wielka miłość, przeczytacie poniżej. O tym co i kiedy warto zobaczyć i gdzie zjeść, również.
Ależ to było rozczarowanie…
Czy zdarzyło Wam się przyjechać w wymarzone miejsce i … mieć ochotę zwiewać z tego miejsca czym prędzej… Miałam tak kiedyś, pod koniec lat osiemdziesiątych, kiedy pierwszy raz pojechałam do tak zwanego RFN-u, czyli do Niemiec zachodnich, na kilka dnia, w charakterze biednego Polaka. Drugi raz taki odruch bezwarunkowy miałam , kiedy przyjechałam do kanadyjskiej Niagary. To nie było nawet rozczarowanie. To był koszmar. Przyjechaliśmy do miasteczka Niagara późnym wieczorem. Prezentowało się jak najbardziej tandetny i najgłośniejszy lunapark. Nasza chęć przebywania w pięknych okolicznościach przyrody została najpierw okupiona przejściem ciasnymi, zatłoczonymi uliczkami pełnymi domów strachów, gabinetów figur woskowych i innych paskudztw wyskakujących z każdego budynku, z ogromnie hałaśliwą reklamą. Kiedy wreszcie udało nam się przejść przez to koszmarne miasteczko i dotrzeć do wodospadu, okazało się … o zgrozo!!!, że wodospad jest podświetlony na fioletowo. Kompletnie bez sił, bez energii, bez chęci szukania czegoś dobrego w całej tej tandecie weszliśmy na kolację dość przypadkowo do czegoś co wyglądało najmniej tandetnie – Sandstone Grillhouse. W środku było ciemno i brudno, a jedzenie było ledwo jadalne – hamburgery, ryba z grilla, zupa dnia (dyniowa) – nic nie wyglądało ani świeżo ani smacznie, ale zapełniło nam jakoś brzuszki i dało energię na nowy dzień.
Skoro już przejechaliśmy taki kawał drogi (z Waszyngtonu), to postanowiliśmy jednak zobaczyć te cuda natury w postaci słynnych wodospadów. To nie jeden wodospad tylko dwa – jeden jest średniej wielkości klasycznym można rzec wodospadem, choć z imponującą wysokością. Drugi wodospad, zdecydowanie bardziej spektakularny to tak zwana podkowa czyli horse shoe i ma właśnie taki półokrągły kształt.
Lecz po nocy przychodzi dzień …
Nowy dzień, nowe nastawienie, nowe spojrzenie na wodospady…. Rano „wesołe miasteczko” nie funkcjonuje, więc we względnej ciszy udało nam się dotrzeć do wodospadów. W ciągu dnia nie mają kolorowych podświetleń – jaka ulga. Zaczęliśmy od dwudziestominutowej wycieczki statkiem. Bilety kupiliśmy szybko, ale do statku stała już koszmarnie długa kolejka. Na szczęście w jakieś 30 minut udało nam się otrzymać w pakiecie piękne różowe pelerynki i w miarę szybko dostać się na statek. Statkiem podpłynęliśmy najpierw pod mały wodospad, a później pod tzw. podkowę (horse shoe). Wystrojeni w różowe pelerynki pod podkową zamurowało nas – widok niesamowity, siła natury nie do opowiedzenia, okoliczności przyrody cudowne… Nie będę nawet próbować opisywać tego wspaniałego spektaklu natury, bo najzwyczajniej nie potrafię oddać piękna i majestatu tego miejsca i zjawiska. Po zobaczeniu tego wodospadu zapomnieliśmy szybko o wczorajszych wrażeniach i nie żałowaliśmy już ani jednego przejechanego kilometra.
Odstaliśmy też swoje żeby zobaczyć wodospad od tyłu, czyli od wnętrza skały, po której spływa – Journey behind the Falls. Również ciekawe i niesamowite obcowanie z siłami natury, choć statek polecam bardziej. Żeby nasze rozdziawione buzie rozwarło jeszcze bardziej, kiedy wyszliśmy na taras przy „podkowie” nad wodospadami pojawiła się piękna tęcza.
Niagara Falls – z Journey behind the Falls
Najlepsza kulinarna miejscówka Niagary z widokiem na wodospady
No i po tych wszystkich mocnych przeżyciach, przyszedł czas na zasłużone jedzenie. Zastanawialiśmy się długo co zrobić, żeby nie zaliczyć wpadki w tym miejscu naszpikowanym pułapkami dla turystów. Po naradzie plemiennej, zdecydowaliśmy się na restaurację naprzeciw wodospadów – Queen Victoria Place Restaurant. Miejsce wygląda dość turystycznie, ale ma co najmniej 4 zalety:
– niesamowite usytuowanie – z tarasu można obserwować wodospad
– pyszne drinki – jeśli nie ma akurat miejsc z widokiem na wodospad, pójdźcie do baru, barmani wiedzą co i jak, i naprawdę czas oczekiwania na stolik nie będzie Wam się dłużyć, polecam drink Niagara mist
– bardzo miłą obsługę, dużo tam „trudnych” turystów, a obsługa niezmiennie, miła, uśmiechnięta, kompetentna i pozytywna
– no i wreszcie kuchnia – to jest strzał w 10
Budynek restauracji pochodzi z 1904 roku, wcześniej urzędowali w nim komisarze Parku Niagara. Komisarzy przeniesiono w wygodniejsze miejsce, a budynek w latach 90 zmieniono w restaurację. Szefem kuchni jest Sidney Krick, który pochodzi z regionu Niagary i jest zakochany w lokalnych produktach, które królują w jego restauracji. Jest też pasjonatem wina. Pasja potwierdzona wyróżnieniami w wielu konkursach i przede wszystkim świetną kartą win i sugestiami win do każdego dania. Jest na przykład talerz lokalnych wędlin i serów, pyszny dip z kalafiora, świetne sałatki i makarony, bardzo dobre mięsa, ale mnie z całej karty najbardziej urzekło ceviche z tęczowego pstrąga z couscousem. Eksplozja smaków, genialna jakość, świeżej ryby (nie hodowlanej), w genialnej marynacie cytrusowej z leciusieńką nutą słodyczy i ziół. Nie byłam w stanie rozgryźć wszystkich składników. Jedno wiem, efekt finalny był zachwycający. Zakochałam się w tym pstrągu bez pamięci. Choć wszystko, co podali było pyszne, ze świeżutkich produktów, przygotowane z najlepszą wiedzą gastronomiczną i przede wszystkim ze smakiem. Idźcie, jedzcie i zastanawiajcie się czy większą frajdę macie z jedzenia czy z widoku. Jest tam cudownie.
Najprawdziwszy i najmniej turystyczny diner w mieście
Żeby całkowicie pozbyć się niesmaku pierwszego wieczoru, kolejnego poranka z dużą pieczołowitością wybraliśmy miejsce na śniadanie – prawdziwy, lokalny diner – Dad’s Diners. Na piechotę z centrum miasteczka tam raczej ciężką dotrzeć, lepiej samochodem, bo to jakieś 4 km od wodospadów, ale warto się przemieścić. Trafiliśmy tam w niedzielę rano, około 9 i to był ostatni moment, bo kwadrans później nie było już ani jednego wolego miejsca. Nie spodziewajcie się, że jest czysto, bo w Ameryce okna chyba myją tylko po remoncie, a stoliki też nie wyglądają jakoś szczególnie „świeżo”. Jednak warto tam zajrzeć, żeby poczuć klimat prawdziwego dinersa. To szczera, amerykańska kuchnia ze śniadaniami, które dadzą Wam kalorie na cały dzień – pyszne jaja na wszelkie sposoby, bekon, kiełbaski, ziemniaki z grilla, tosty z chleba pszennego lub żytniego i fasolka w sosie pomidorowym (to wszystko w zestawie Deluxe breakfast za 6 USD), świetne omlety, puszyste pancakes z czym tam dusza zapragnie (dżem, czekolada etc.), świetne burgery z soczystym mięskiem i chrupiącą bułą. Do tego przemiła obsługa i ani jednego turysty. No dobra byliśmy my, ale wolimy nazywać się podróżnikami , a co tam;). Można też do Dad’s dinner wpaść na lunch. Nie próbowaliśmy, ale karta wyglądała imponująco.
Kanada jaką kocham najbardziej
A wyjeżdżając z Niagary, żeby poznać prawdziwą, piękną i dziewiczą Kanadę, koniecznie załóżcie wygodne buty trekkingowe i pójdźcie na chwilę chociaż, albo na cały dzień, do Niagara Glen Nature Center. To przepiękny park krajobrazowy ciągnący się wzdłuż rzeki Niagara. Tam nie ma turystów, tam jest przepiękna, dzika, dziewicza natura, turkusowa woda i miejsce, które trzeba zobaczyć – niesamowite prądy na zakręcie rzeki Niagara (Niagara whirlpool). Przed wejściem do parku jest centrum informacyjne, gdzie dostaniecie mapy z różnymi trasami i czasem ich przejścia.
Natomiast prądy rzeki Niagara, można zobaczyć czy nawet poczuć na dwa sposoby – przedzierając się przez park można dotrzeć do rzeki i wsiąść na łódź – nie byliśmy, ale obserwowaliśmy z góry, nieźle telepało na tych łódeczkach. Może nie róbcie tego bezpośrednio po śniadaniu w Dad’s Diner, raczej odwróćcie kolejność. Można też, przy drodze wzdłuż rzeki przejechać się wagonikiem z 1906 roku (Whirlpool Aero Car). Wagonik przewiezie Was nad prądami rzeki, będziecie zamieniać się miejscami, żeby każdy nacieszył oczy widokami z różnych stron. Koniecznie, trzeba to zobaczyć!
No i pamiętajcie, taka praktyczna rada cioci Jo, po anielsku mówi się na to cudo natury w postaci wodospadów Niagara: Najagra, mimo, że wszyscy w Polsce mówimy tak jak się czyta.
Enjoy!!!
Yours Jo
Spodobał Ci się wpis? Będzie mi bardzo miło jeśli go zalajkujesz i udostępnisz. Dziękuję 🙂