Podlasie południowe – moja miłość. Co zobaczyć? Gdzie dobrze zjeść?

Piszę o Podlasiu południowym nie dlatego, że jest lepsze niż północne. Po prostu północnego jeszcze nie miałam okazji odkryć. Natomiast, od pierwszego wejrzenia zakochałam się w okolicach Janowa Podlaskiego i w Bugu. Tutaj jest jakoś inaczej. Ludzie żyją wolniej i są tacy szczerzy i serdeczni. Turyści są tu po prostu innymi ludźmi, którym należy się szacunek, a nie – jak w wielu innych zakątkach – kimś do oskubania. Tu jest tyle cudownych wiosek, z prawdziwymi, drewnianymi chatami podlaskimi i bocianami na każdym słupie. A takie bociany chyba lepiej niż my, potrafią znaleźć cudowne, nieskażone ręką człowieka miejsca.

No i Podlasie jest takim miejscem. Z dala od tłumów turystów, rozległe połacie zieleni i …. cudowny Bug. Nie będziecie się też tu nudzić. Co można  robić na Podlasiu? Mnóstwo fajnych, ciekawych rzeczy.

Rower

Muszę jeszcze wrócić na Podlasie, bo czuje rowerowy niedosyt. To właśnie na wschodzie Polski znajduje się piękny szlak rowery GREEN VELO. Szlak ten obejmuje 2000 kilometrów asfaltowych dróg publicznych o niskim natężeniu ruchu w pięciu województwach. Jest to najdłuższy oznakowany szlak rowerowy w Polsce. Aż 598 km przypada na województwo podlaskie. Ponad ¼ trasy prowadzi przez lasy, a około 10% biegnie w dolinach rzek. Na Podlasiu KONIECZNIE pojeździcie nad Bugiem. Trasy są przepiękne, zielone od pól i lasów i niebieskie od Bugu i nieba. I są puste, bezpieczne.

Prom

Jak już jesteśmy przy środkach komunikacji, to ja ostatnio odkrywam w Polsce promy. Pierwszy jaki zaliczyłam wiele lat temu to prom w Świnoujściu. Jednak Świnoujście to spore miasto, prom również jest spory. Kolejny był w Gassach pod Warszawą. Już taki bardzo kameralny. Natomiast prom między Zaburzem i Mielnikiem to jest coś. Na początku myślałam, że mieści się na nim jeden samochód, dopóki Panowie z promu nie kazali mi podjechać do samego brzeżku promu, bo drugie auto czekało w kolejce. Tu nie ma żadnych burt tylko płaska pływająca platforma. A czym jest napędzana? Siłą ludzkich rąk. To niesamowite, że w XIX wieku dwie osoby przeciągają prom przez rzekę przy użyciu liny … Tak jest na Podlasiu. Tak można przeprawić się przez Bug.

Święta Góra Grabarka

O Grabarce słyszałam kilkukrotnie, zwłaszcza od moich prawosławnych znajomych. To taka prawosławna „Częstochowa”. Z tą różnicą, że w przeciwieństwie do Częstochowy – przepraszam wszystkich mieszkańców Częstochowy, ale musicie przyznać, że nie jest to ładne miasto – Grabarka położona jest w niezwykle urokliwym miejscu, na pięknym wzgórzu, w sercu Podlasia. Jest to najważniejsze miejsce kultu dla wyznawców prawosławia w Polsce. Miejsce to zyskało sławę w 1710 roku, podczas epidemii cholery, kiedy to dotknięci tą choroba doznali tu uzdrowienia. W zależności od waszej formy, możecie zaparkować u stóp wzgórza i wejść do sanktuarium schodami. Możecie też samochodem dojechać z  drugiej strony praktycznie pod samą cerkiew. U stóp cerkwi znajduje się cudowne źródełko, a na górze budynek cerkwi oraz sklep z pamiątkami i  dewocjonaliami. Największe wrażenie robią tu krzyże wotywne ustawiane wokół cerkwi. Jest ich całe mnóstwo. Możecie między nimi spacerować. Są wśród nich stare i zmurszałe krzyże sprzed dziesięcioleci, a może nawet stuleci, ale są też zupełnie świeże. Jeśli tak jak ja uczyliście się rosyjskiego w szkole, to będziecie w stanie odszyfrować napisy, które umieszczono na nich cyrylicą.

Dodatkowo, na dole przy źródełku jest stragan, gdzie możecie kupić tradycyjne podlaskie wypieki takie jak sękacz czy mrowisko. Pychota!!!

Alpakarium

Mam wrażenie, ze Podlasie zakochało się w alpakach. W okolicach Mielnika znajdziecie spore alpakarium, gdzie będziecie mogli , za opłatą, nakarmić aplaki, poprzytulać się do nich, albo zupełnie za darmo po prostu poobserwować je. Jest tam też mały sklepik z cudownymi „alpaczymi” pamiątkami, takimi jak przyjemne w dotyku skarpety czy rękawiczki z wełny alpak. Są też urocze zabawki, a  nawet kołdry  z „alpaczej” wełny.

Atrakcji na Podlasiu jest naprawdę sporo. Pozostając przy zwierzętach, niestety stadnina w Janowie Podlaskim jest, mam nadzieję czasowo, zamknięta. Możecie jednak podziwiać piękne araby w okolicznych stajniach.

A dla tych, którzy szukają silniejszych wrażeń jest na Podlasiu nawet tyrolka biegnąca nad Bugiem i cała moc innych atrakcji. Ale, nie samymi atrakcjami człowiek żyje. Trzeba też coś jeść. O jednym cudownym miejscu, gdzie można pysznie zjeść na Podlasiu pisałam tutaj – to hotel Zamek w Janowie Podlaskim. O dwóch pozostałych poniżej.

Uroczysko Zaborek

To miejsce, jak sama nazwa wskazuje jest urocze. Zachęcam Was do odwiedzenia Uroczyska nie tylko ze względu na jedzenie, choć jedzenie jest tu cudowne. To miejsce warto w ogóle zobaczyć, bo jest niesamowite. Otóż para wydawałoby się statecznych ludzi, a jednak mających w sobie tę nutę, albo raczej wiele nut pozytywnego szaleństwa, stworzyła tutaj coś miedzy skansenem, hotelem, a  centrum sztuki nowoczesnej. W przepięknych okolicznościach przyrody, na 80 hektarach zieleni, znajdziecie drewniane chaty przeniesione tu z różnych części Polski. Chaty wyposażone zostały w nowoczesny sprzęty i są wynajmowane turystom. Co jeszcze kryje w sobie Zaborek? Jest tu na przykład stary drewniany wiatrak, zwany wiatrakiem księżniczki, gdyż został urządzony dla arabskiej księżniczki, która przyjeżdżała tu na aukcję koni. Jest stara, drewniana plebania. Jest też desakralizowany kościół, w którym odbywają się performance artystyczne, który też możecie wynająć na konferencje. Jest biały, drewniany dworek, w którym mieści się restauracja. I to jaka restauracja… O matulu… Jak tu dobrze dają jeść. Szczerze, prawdziwie, bez ściemy. To chyba jedyne miejsce jakie odwiedziłam, gdzie miałam wrażenie jakby jedzenie podawała mi moja babcia. Dania są raczej proste. Jadłam tu kalafiorową, szparagową, babkę ziemniaczaną, placuszki ze smalczykiem, domowe ciasta, twarogi… Wszystko było proste, prawdziwe i smakowało dobrym produktem i wprawną ręką i smakiem kucharki. Ceny w restauracji są bardzo przystępne. Można dzielić dania bo porcje są ogromne. Obsługa sama sugeruje, że nie ma z tym problemu. A w oszklonej sali dworku dodatkowo będziecie  mieć piękny widok na wszechotaczającą zieleń.

Folwark Księżnej Anny

Restauracja znajdująca się na obrzeżach Siemiatycz, wygląda z zewnątrz, i w środku również, dość niepozornie. Raczej jak sala weselna. A  równocześnie to jedyne miejsce w  tym regionie wpisane do żółtego przewodnika  gastronomicznego Gault & Millau, który mnie chyba nigdy nie zawiódł, więc musiałam spróbować. I tym razem również było zacnie. Jedzony był śledź na babce ziemniaczanej. Genialny. Dobra jakość śledzia. Fajna, smaczna babka z chrupiącymi brzegami. Szparagi z krewetkami i szparagi z jajkiem – wszystko zgodnie z najlepszymi zasadami sztuki kulinarnej. Szparagi al dente, jeszcze chrupkie, jajko z cudownie płynnym żółtkiem, a w szparagach z krewetkami, te ostatnie fantastycznie chrupiące i świetnie doprawione. Na co warto zwrócić uwagę to czekadełko – bardzo smaczny gzik z domowym, genialnym pieczywem. Spróbowałam jeszcze kiszki ziemniaczanej z kapustą. O jaka dobra. Prawdziwa, smakowita, świetnie przypieczona przed podaniem.  Posiłek zakończyłyśmy z przyjaciółką flagowym deserem restauracji, czyli bezą z maskarpone. Nie jestem fanką bezy, ale trochę się na niej znam. Więc beza faktycznie jest tu zacna.  Maskarpone w niej również. Jedyne czego mi brakowało w tym rozpustnym  deserze to owoce. Więcej owoców. W wersji, którą dostałam były jedynie nieliczne, maleńkie kosteczki truskawek. Jak będziecie w Folwarku to musicie spróbować nalewek. Nalewki koniecznie. Porzeczka z pomarańczą to absolutny hit. Bardzo żałowałam, że byłam kierowcą. Na szczęście nalewki możecie kupić na wynos.

I jak? Gotowi do wyruszenia na Podlasie?

Cudnych wakacji dla Was kochani.

Jo

Być może zainteresuje Cię też...

Dodaj komentarz