Bałtyk kocham z każdej strony: Hel, Świnoujście, Rugia czy Karlskronę. Uwielbiam nasze morze, choć szczególnie po sezonie. Teraz, gdy wszystkie parawany czekają w szafach czy piwnicach na sezon 2020, to doskonały moment na cieszenie się pustymi plażami i ciepłym, jesiennym słońcem. Często, w okresie Wszystkich Świętych uciekam przed tłumami na właśnie nad Bałtyk. Spacery czy bieganie po plaży to o tej porze roku rozkosz. I wtedy mam szczególną słabość do Kołobrzegu.
Może dlatego, że jestem córką górnika, ze Śląska i tam właśnie, a konkretniej w Podczelu pod Kołobrzegiem, były organizowane wczasy pracownicze… Kto pamięta te czasy, ręka w górę i komentarze 🙂
Z Warszawy oczywiście jest najbliżej do Trójmiasta i na Hel, ale dla mnie Kołobrzeg ma to coś. Po pierwsze to pełne morze, z całym szacunkiem do Zatoki Gdańskiej, którą bardzo lubię. Po drugie ma piękne, szerokie, niekończące się plaże, cudowne ścieżki rowerowe i historię. Przy pomniku zaślubin z morzem zawsze myślę, że może nie wszystko jeszcze stracone, że może na mnie też czekają jakieś zaślubiny;)
Niepozorny i niby nie taki duży Kołobrzeg ma też sporo hoteli pięciogwiazdkowych: Marine, Aquarius… I budują się kolejne. A po sezonie… Hulaj dusza, piekła nie ma. Te cudne hotele otwierają dla Was swoje podwoje za bardzo przystępne pieniądze. Szczegóły na końcu…
Jest jednak jeden problem z Kołobrzegiem po sezonie. Mekka foodiesów to nie jest. Ok, są te hotele, które karmią przyzwoicie , ale jak wciągnę w hotelu fajne śniadanie, to po długim spacerze czy rowerkowaniu chciałoby się więcej, inaczej… No i tu pojawiał się problem. W południe jeszcze dawało radę, ale wieczorem… Totalna katastrofa.
Kiedy bywałam w Kołobrzegu ograniczałam się kulinarnie do Pergoli (między molo a latarnią morską), Portowej tuż obok, ale tam już było ryzykownie i Rewińskiego – szału nie ma, ale jest ok, zwłaszcza dorsz. Wszystko to zamyka się najpóźniej między 19 a 20. Więc jeśli chodzicie spać ciut później niż odwiedzający Kołobrzeg o tej porze roku niemieccy emeryci to macie problem… Nie! Mieliście problem, gdyż w Kołobrzegu powstało nowe miejsce. Hurrra… Będzie można później chodzić spać, bo to miejsce jest otwarte do 23, a od czwartku do soboty nawet do 1 nad ranem.
Może jeśli są długo otwarci to olewają kuchnię… ??? Bo przecież w takich miejscach wszystko się sprzeda, czego dowodem jest Restauracja Szalonego Greka (to nazwa restauracji), który prowadzi swój interes tuż obok i podaje rozgotowaną ośmiornicę, z karty wynika, że z grilla, ale z pierwszego rzutu oka, że z zamrażarki, wrzucona na gotowaną wodę. Sałata lodowa – jeden z najtańszych i najczęściej wykorzystywanych produktów – pływa w tłustych, niesmacznych sosach, tylko talerz przystawek z pyszną pitą ratuje sytuację. A tanio u Greka nie jest.
Otóż Wichłacz jest wyjątkiem na kulinarnej mapie tej części Polski. Ja akurat trafiłam tam po raz pierwszy w sezonie, i na wszelki wypadek zrobiłam im trzy próby, bo myślałam, że mi się wydawało, albo, że wzięli mnie za kogoś z przewodnika i tylko dlatego się starają… Skubani nie zaliczyli żadnej wpadki.
Zaczęłam od śledzia, bo Bałtyk powinien stać śledziem i w Wichłaczu stoi, a może stał, bo nowa karta wprawiła mnie w konsternację. Wybrałam śledzia z karty tapas. To też jest fajne, że mają 2 karty ; przystawek i dań głównych na obiad czy kolację oraz tapasów na mały głodek i posiadówę przy dobrym winku.
Otóż śledź był pyszny, z tapioką i kiszonymi burakami. Dla mnie to była raczej kiszona w burakach cebula, ale może się nie znam. Później próbowałam jeszcze śledzia z karty przystawek, jeszcze większy i jeszcze lepszy. Trochę dużo cebuli, ale to chyba nasz polska specyfika. Natomiast sam śledź jędrny, tłuściutki, smakowity 🙂 Później na stół wjechała, czy może raczej wpłynęła gładzica. Wyglądała pięknie. Cudownie zarumieniona, nacięta. bardzo ładnie i estetycznie podana. To też specjalność Wichłacza, że jecie również oczami te ich fajne potrawy.
Sprawdziliśmy ich też większa grupą, nawet z dziećmi, takimi już starszymi. Może nie jest to miejsce stricte dla dzieci, ale na pewno coś się dla młodszych i niepijących alkoholu znajdzie. W każdym razie spaghetti z jajkiem było wyborne, wśród zamówionych tapasów, moje serce i żołądek podbiła pasta z makreli, choć oczywiście i bruschetta i tapenada i kalmary były bardzo smaczne. Młodsi spróbowali pomidorowej i nachosów. Pomidorowa była prawdziwa, nie koncentratowa.
Mają też pyszne wina i swój bar z koktajlami. Piłam u nich po tym nieprzyzwoitym obżarstwie Fernet Branca (taki specyfik jak nalewka z orzecha włoskiego, którą babcia podawała mi na problemy z żołądkiem od 10 roku życia. Podoba mi się to, że mają i promują polskich producentów win. Mają przepyszne polskie bąbelki, które nie powinny mieć żadnych kompleksów przed francuskim szampanem.
Wcześniej byłam klientką Pergoli. Drogo tam, ale trzymają jakość. W tym roku chciałam pozostać lojalna mojej tradycji, pójść do Pergoli na śledzika i może na dorsza, ale po 15 minutach bycia przezroczystą dla Pani kelnerki, postanowiłam sprawdzić w Wichłaczu czy faktycznie mnie nie widać. I tam zajęto się mną tak jak lubię. Bez nachalności, ale z atencją. Wiedzą jak zająć się gościem, czego potrzebuje, kiedy się mają pojawić kiedy zniknąć. Są przy samym porcie, idąc od portu ulicą Towarową, mijacie przybytek zwany restauracją Pod Winogronami. Wichłacz jest jakieś 50 metrów dalej.
Jeśli ktoś, kiedyś jadł w restauracji Pod Winogronami, chętnie się czegoś dowiem. Ja trafiłam tam kiedyś z kolegą, po sezonie. Wszystkie inne kulinarne przybytki były już zamknięte. Usiedliśmy w dość ciemnym i przytłaczającym wnętrzu restauracji i zaczęliśmy oglądać kartę. Miała jakieś 50 dań. A w sali byliśmy sami. Wniosek nasuwał się sam. W kuchni musi być mega zamrażara. I uciekliśmy spod tych winogron 😉
A jeśli już traficie do Kołobrzegu po sezonie, to zafundujcie sobie trochę luksusu za bardzo dobrą cenę, na przykład w Hotelu Marine. Hotel stoi na plaży i niektóre pokoje mają szklaną ścianę z widokiem na morze. Jest to o tyle niewygodne, że wtedy nie zaliczycie Wichłacza, bo kto by się ruszał z pokoju, który ma taki widok. W dodatku w Marine jest świetna strefa SPA, dość mały, ale uroczy basen, jacuzzi w środku i na zewnątrz i panoramiczny bar z widokiem na morze na ostatnim piętrze.
Jak dojechać do Kołobrzegu? Z Warszawy to jest wyprawa… Jeśli jedziecie na wakacje to warto tę trasę przejechać. Ale jeśli na krócej, to szczerze polecam samolot do Szczecina i wynajęcie samochodu na lotnisku lub, jeśli macie dobry hotel, typu Marine, to wybranie opcji odebrania z lotniska będzie (często w cenie pokoju).
Smacznego, pięknego Kołobrzegu Wam życzę. I pytajcie proszę jeśli potrzebujecie jakiś kołobrzeskich wyjaśnień, bo to miasto na wybrzeżu jest mi szczególnie bliskie.
Jo
Spodobał Ci się ten post? Będzie mi bardzo miło jeśli go polubisz i udostępnisz 🙂