Kraków – gdzie zjeść najpyszniej?

Podgórze - zakładka

Pojechałam do Krakowa z dwóch powodów, a w sumie to może z jednego 🙃. Akurat wypadały moje urodziny, a po czterdziestce nie ma się już takiego parcia na mówienie o postarzenia się o kolejny rok. I czasem lepiej zaszyć się gdzieś. No i akurat urodziny zbiegły się z koncertem Diany Krall w Tauron Arenie w Krakowie. Boszzzz, jaki ta kobieta ma głos, czysty, piękny, aksamitny, delikatny…. No, ale nie o Dianie ma być, tylko o tym, gdzie można dobrze zjeść, gdzie pójść na drinka i co zwiedzić w mieście smoka. Bo przecież nie o Sukiennice i Muzeum Narodowe chodzi, to pamiętamy jaszcze z podstawówki.

NAJPIERW O JEDZENIU

Tytuł bloga zobowiązuje, więc zaczynamy od poważnych rzeczy, nie ma to tamto. Będą dwie restauracje nie na każdą okazję, no bo te urodziny…, ale będą dwie bardziej „uniwersalne”. Co ważne, w każdej będzie cudne jedzonko. No to go!

Nolio

Nie mogłyśmy pójść na koncert bez kolacji, bo to przecież mega ważne, żeby na koncercie się skupić na pięknym głosie Diany, a nie na wizualizowaniu kiełbaski z grilla tudzież innego kebaba. Do Nolio miałyśmy z moją przyjaciółką akurat na piechotę, no i o tej restauracji dobrze piszą internety, więc wybór był w zasadzie oczywisty. Sama restauracja jest bardzo przyjemna, z niezobowiązującym wystrojem i bardzo przytulnym ogródkiem, gdzie pyszne dania możecie zjeść w cieniu wiśni. Mają pasty i pizzę oraz dodatkowe menu weekendowe. Postanowiłyśmy postawić na właśnie na menu weekendowe, w którym były między innymi małże w trzech różnych odsłonach, kalmary oraz ravioli z kurkami i domową kiełbasą. Od czego by tu zacząć … Kalmary były mistrzowskie, choć nie spodziewałam się panierki, bo jakoś zupełnie inaczej je sobie zwizualizowałam. Mimo, że na wstępie się zdziwiłam, kalmary w wersji Nolio polecam z całego serca i żołądka. Są przyrządzone fantastycznie, miękkie, spore całkiem kawałki, w bardzo delikatnej i smacznej panierce. Małże wybrałyśmy z cudownym pesto bazyliowym i wg mnie z lekką nutą sera typu roquefort. Podawane są z delikatną bułeczką pszenną. No i jeszcze spróbowaliśmy ravioli z kurkami. Ciasto idealne, sos taki, że klękajcie narody – cudownie kremowy, śmietanowo- maślany… koniecznie spróbujcie. I na koniec deser. Poezja. Lekki biszkopt z makiem, bita śmietana, rabarbar jakoś takie idealnie zamarynowany, że stracił nieco na swojej kwasowości, ale przyjemna chrupkości pozostała. Karta win nie powala na kolana, ale robią bardzo przyjemne koktajle. Obsługa jest miła i „starająca się” choć „ucząca się” trochę na nas. Ceny makaronów około 30 zł, pizze od 12 zł do 37 zł.

Trudno teraz dotrzeć do Nolio, bo cała okolica (ul. Krakowska przede wszystkim) jest rozkopana, więc nie zachęca do spacerów. Ale warto pokonać te niewielkie niedogodności, żeby spróbować włoskiego jedzenia z najlepszych produktów. Ceny są bardzo ok. I uwaga! Koniecznie zróbcie rezerwację, bo kolejka jest spora.

Zakładka czyli Bistro de Cracovie

Zakładka znajduje się po drugiej stronie Wisły, naprzeciw dzielnicy Kazimierz, na Podgórzu. Nazwa nawiązuje do tego, że bistro znajduje się zaraz przy zejściu z kładki, czyli za kładką. Jest to miejsce dość eleganckie, ale nie bardzo zobowiązujące. Nadaje się zarówno na przyjemną kolację jak i niezobowiązujący lunch. Mają bardzo przyjemny ogródek. Karta jest skoncentrowana na daniach francuskich, ale nie tylko. Jest też menu małopolskie. Poza tym, Zakładka proponuje dania dnia i z tej właśnie opcji skorzystałyśmy. Wybrałyśmy chłodnik ogórkowy, foie gras ze szparagami oraz clafouti z rabarbarem. Chłodnik był bardzo przyjemny, fajnie chrupały w nim kawałki ogórka i kawałki liści sałaty, choć był bardzo mało wyrazisty i nie obyło się bez doprawienia. Foie gras za to było absolutnie idealne – sos zbyt perfekcyjny (został wymieciony z talerza pieczywem do ostatniej kropli), maślany, ale i mięsno-esencjonalny, do tego szparagi al dente jak trzeba, wątróbka przypieczona w punkt. Deser był bardzo przyjemny, spory kawałek clafouti, a do tego plasterki rabarbaru, prażone migdały w płatkach i kremowe lody. Bardzo przyjemne było to, że na początek dostałyśmy amuse-bouche, czyli czekadełko w postaci salsy pomidorowej z bardzo smacznym pieczywem. Poza tym, z rzeczy nieoczywistych ale bardzo przyjemnych, z tym, że już płatnych jest taki bardzo praktyczny jedzeniowy patent w postaci trou normand, po polsku polsku w dosłownym tłumaczeniu normandzka dziura. O co chodzi? Ano o to, że Francuzi lubią się objadać, a wiadomo, że jest taki moment kiedy osiągamy saturację. Dzięki trou normand, czyli najczęściej wytrawnemu sorbetowi z kropelką młodego calvadosa – no może z kilkoma kropelkami😉 lub kieliszkowi zmrożonego calva – mamy znowu mieć ochotę na kolejne danie. No i w tak smacznych miejscach taki patent to ja wam szczerze polecam. Więcej się zmieści.
Ceny przystawek od 21 zł do 33 zł, ceny dań głównych od 35 zł za mule do 48 zł za antrykot.
Zakładka ma też bardzo dobrą kartę win, francuskich, włoskich, polskich, hiszpańskich, węgierskich, austriackich i niemieckich. Otrzymali sztućce przewodnika Michelin. Polecam zacienione miejsce w ogródku. Enjoy!

Biała róża, czyli kolacja wysokich lotów

Biała róża, w centrum Krakowa, blisko Wawelu, to bardzo eleganckie miejsce z wyrafinowaną, smaczną, regionalną kuchnią. Raczej zobowiązujące, raczej na specjalne okazje. Są białe obrusy i pięknie zastawione stoły, Karta jest niezbyt długa, co logicznie zwiastuje świetną jakość dań. Bierzemy tatar, zamiast makreli, która się akurat skończyła kucharz proponuje nam śledzia, i wchodzimy też w krakowską zupę kminkową. Na drugie wjeżdża sandacz, gicz cielęca oraz kaczka. Zacznijmy od tego, że na dobry początek tu również dostajemy amuse-bouche czyli czekadełko. To zawsze takie przyjemne, że ktoś na początek wita nas czymś extra, że o nas dba. Mała rzecz, a mnie zawsze bardzo cieszy. Po przyjemnym czekadełku w postaci pannacoty z zielonym pieprzem oraz tarty warzywnej wjeżdżają przystawki. Śledź jest bardzo smaczny, choć było trudno mi uwierzyć, że pasują do niego truskawki, ale wicie, nawet pasowały i szacun do szefa kuchni, bo to połączenie się obroniło. Tatar bardzo ok, podobnie jak zupa kminkowa. Dania główne były bardzo udane – świetnie upieczona kaczka, genialnie przypieczony sandacz, chrupiąca skórka i jędrny i soczysty w środku. Urzekły mnie desery – możecie wybrać za 39 zł wybór czy może przekrój wszystkich deserów, który spokojnie możecie wziąć na dwie osoby – jest pyszna beza z mascarpone i z lodami rabarbarowym, są piękne i pyszne kulki lodów w kolorowych polewach, jest i kremowy i przyjemny pischinger. Bardzo wysoka jakość, a żeby jadło Wam się przyjemniej, spokojną muzykę wygrywa pianista. Elegancko, smacznie, sezonowo, lokalnie.

Ceny od 28 zł do 38 zł za przystawki, i od 30 do 72 zł za dania główne. Zupy i desery około 20 zł.

Leonardo

Leonardo to był przypadek. Miał być Karakter, ale nie było już czasu, żeby wrócić na Kazimierz, a Leonardo jest idealnie usytuowany. Na Szpitalnej, między dworcem PKP a rynkiem starego miasta. Skusił nas fakt, że są w żółtym przewodniku Gault&Millau i mają sztućce Michelin. Trochę zaskoczyło nas to, że w Leaonardo było prawie pusto… To miejsce też jest zobowiązujące i znajduje się w piwnicach kamienicy przy Szpitalnej, nie tak łatwo do niego trafić. Może to dlatego …

W każdym razie jedzenie jest dużo bardziej niż ok. Tu znowu czeka na nas firmowe czekadełko. Tym razem jest to domowej roboty pieczywo pszenne, takie trochę w klimacie chałki i do tego pasztet wieprzowy również domowy. Bardzo to smaczne. Następnie decydujemy się na

  • krewetki w maśle – chrupiące, dobrze doprawione, wszystko jak trzeba
  • sałatkę z wędzoną piersią z gęsi i z figami – jest bardzo świeża, gąska delikatna, aromatyczna, mięso pyszne
  • pierogi z łososiem – oj jakie delikatne ciasto, jak świetnie doprawiony farsz, no takie pierogi to mogły stanąć przy tych mojej mamy
  • ravoli z kaczką – ciasto jest bardzo dobre, farsz również, ale najlepszy jest sos, boszzz, on jest cudowny, przełamany pomarańczą, bardzo esencjonalny i znowu zgrzeszyłam i znowu utopiłam w nim chleb, bo przecież szkoda uronić kropelkę z takiego sosu.

Ze względu na pogodę, jakieś 35 st. C, posiłek był dość lekki, ale wszystko wskazuje na to, że mają pyszne steki. Sami sezonują mięso, które wygląda obłędnie, więc to powinno być idealne miejsce dla wszystkich mięsożerców. Poza tym szacun dla obsługi, może nie mieli zbyt wiele pracy, bo tłumów nie było, ale nie było też żadnego potknięcia z ich strony. Trochę szkoda, że takie smaczne miejsce jest takie puste. Myślę, że gdyby ściągnęli obrusy i rozluźnili trochę krawat, jeszcze sympatyczniej byłoby tam zawitać. Ale za smaki piątka.

Ceny w Leonardo od 24 do 32 zł za przystawkę, dania główne od 32 do 78 zł. Wołowina sezonowana sprzedawana jest wg wagi 42 zł za 100 gr.

To nie jest moje ostatnie słowo na temat Krakowa. Będzie na dniach ciąg dalszy, bo trzeba koniecznie wypić koktajl na Szerokiej i przejść się podziemiami pod rynkiem i nadmuchać szklaną bańkę…

A na razie smacznego

Jo

Być może zainteresuje Cię też...

Jeden komentarz

Dodaj komentarz