Hiszpania w Warszawie – Ole! Najsmaczniejsze hiszpańskie restauracje

Bardzo lubię Hiszpanię. Nie tak bardzo jak Norwegię oczywiście, ale w sporze Włochy – Hiszpania ja mam swojego faworyta na półwyspie iberyjskim ;). Oczywiście Włochy są super: piękne krajobrazy, dobre wina, pyszne jedzenie. Ale Hiszpania ma co najmniej tak samo dobre produkty, kuchnię, cudowne  krajobrazy, tylko mniej pszenicy i przede wszystkim jakiś słabszy marketing. A szkoda, bo to cudowny kraj z cudowną kuchnią, której bardzo mi w Polsce brakuje. Dlatego postanowiłam zrobić w Warszawie mały kulinarny hiszpański rekonesans. Odwiedziłam pięć hiszpańskich restauracji w Warszawie w jednym z tych miejsc nie byłam na pełnym posiłku tylko na tapasach) i zaliczyłam jedną wpadkę.

El Botellon

Do El Botellon trafiłam przypadkiem, za namową kolegi, który bardzo zachwalał to miejsce. Jest na Solcu. Sam lokal bardzo przyjemny, trochę hiszpańsko-hipsterski. Na pewno na luzie, na pewno próbują stworzyć hiszpański klimat – wiszą przy kuchni hiszpańskie papryczki, jest swobodna atmosfera, a po płycie Dawida Podsiadło puścili nawet hiszpańską muzykę. Uwaga! Jest tu dość mało stolików więc rezerwacja wskazana. Obsługa bardzo miła, zna dania, wytłumaczy, doradzi… Wszystko pod tym względem bardzo w porządku. Trochę mnie zdziwiło, że na rozłożonej podstawce zobaczyłam logo Orzo, czyli sieć restauracji w Warszawie, Krakowie, Poznaniu. Firmowane są m.in. nazwiskiem Tadeusza Mullera – syna tej Magdy Gessler.

Dania w El Botellon były smaczne, a produkty prawdziwe i dobrej jakości. Zjedliśmy pyszną kaszankę hiszpańską z chrupiącą karmelizowaną cebulą i kozim serem – burgos (19 zł). W tym daniu są zdecydowanie słodkie smaki. Ale wszystko jest cudownie zbalansowane i świetnie się razem komponuje. Na przystawkę wjechały też kiełbaski chorizo w cavie (19zł). Smaczne, bardzo poprawne. Bez zarzutu. Zjedliśmy na danie główne talerz krewetek i kalmarów – camarones en cava (44 zł). Muszę powiedzieć, że czekałam na zapieczone w oliwie krewetki i kalmary z czosnkiem, a dostaliśmy krewetki i kalmary w esencjonalnym wywarze rybnym. Bardzo smaczne, naprawdę czuć tam morze. Natomiast mnie jakoś nie pasuje do gorącej hiszpańskiej kuchni.

Na koniec, są oczywiście słynne hiszpańskie churrosy, ale nas naszła straszna ochota na manchego z membrillo, czyli pyszny owczy dojrzewający ser z krainy Don Quijote de la Mancha z taką konfituro-galaretką z pigwy. Miłe było, że mimo, iż ten zestaw oferowany był tylko w ramach talerza hiszpańskich pyszności, kelner i kucharz, zdecydowali, że podadzą nam to jako odrębne danie, uprzedzając o cenie (25 zł). Ser był przepyszny, prawdziwy, natomiast galaretka trochę słodka jak na hiszpański standard, ale również prawdziwa, z wyczuwalną ziarnistą strukturą owocu. Dla mnie pycha. Jedno co mi nie pasowało w  El Botellon, to fakt, że przerabiają chwilami hiszpańską kuchnię pod nasze polskie smaki. Mieszają na przykład krewetki i ośmiornicę z  chorizo. Żaden szanujący się Hiszpan nie zmiesza tak skrajnych smaków. Takie rzeczy tylko w Warszawie i dla warszawiaków…

Wrażanie smakowe miałam ogólnie bardzo dobre, ale dla mnie to nie jest w 100% tradycyjna hiszpańska kuchnia, w niektórych daniach są to polskie wariacje wokół niej.

La Iberica

Oj ostrzyłam sobie pazurki, czy może raczej ząbki na to miejsce od dłuższego czasu. Słyszałam o nich najlepsze opinie jeszcze, kiedy przyjmowali gości na Wawrze. Teraz przenieśli się na Burakowską i już nie było przebacz, że za daleko, że na Wawrze to żaden znajomy nie będzie chciał się ze mną spotkać. No i wreszcie się udało. Pogoda dopisała, więc mogłyśmy z przyjaciółką usiąść w środku pięknego obiektu na Burakowskiej, obiektu, w którym kiedyś mieściła się fabryka koronek, a teraz są takie pyszności jak Mielżyński, Deseo, jest też fantastyczny sklep z wyposażeniem domu BB Home, trochę drogi, ale jakiż przyjemny… No dobra, wracajmy do Hiszpanii i La Iberica. Zaczęło się od wina. Niestety tym razem to ja zaliczyłam wpadkę. Poprosiłam o lampkę hiszpańskiej cavy, jak wiadomo to wino musujące i podaje się je  zwykle w kieliszkach do szampana. Nam przyniesiono dwa kieliszki białego wina. Zaprotestowałam, mówiąc, że zamawiałam cavę, a w kieliszku było stwierdzając po wyglądzie białe wino bez śladu bąbelków. Zagubiony nieco, bardzo miły kelner z akcentem ze wschodu, zdesperowany przyniósł butelkę i czysty kieliszek, żeby pokazać mi, że w kieliszku jest naprawdę to co zamówiłyśmy. I powiem Wam, że ta cava była pyszna, cudowna, delikatna, mega smaczna, z tak drobniutkimi bąbelkami, że nie były zauważalne w kieliszku, ale przyjemnie wyczuwalne w ustach. O tej cavie przeczytacie tutaj. Nazywa się Cava Brut Heretat el Padruell. Później, żeby mieć porównanie z innymi hiszpańskimi miejscówkami zamówiłam krewetki pil pil (32 zł). No i tu one wyglądały tak jak w Hiszpanii – zapieczone w oliwie, z słuszną ilością papryczki chili i czosnku. Szkoda tylko, że kucharz zapomniał o soli i, że czosnek nie zdążył się przypiec na miękko, ale generalnie ode mnie w 10 stopniowej skali, mają spokojnie 9. Chrupiące, ten czosnek, ta pyszna oliwa. Sztos jak nic. Nasaturowane tłuszczem, poszłyśmy już bardziej rozsądnie w sezonowe menu z pomidora i na stół wjechały kolorowe pomidory z serem kozim i świeżym oregano (16 zł) i carpaccio z pomidora z serem manchego (22 zł). Obydwa dania pyszne. Pierwsze to coś w rodzaju bruschetty, a drugie rodzaj delikatnej sałatki z pomidorami pociętymi w cieniusieńkie plasterki z hiszpańskim owczym serem manchego i octem. Boszzzz, a  jakie oni mają hiszpańskie krokiety (takie bomby kaloryczne z beszamelem w środku i smażone w panierce na głębokim tłuszczu) z szynką i z dorszem, ale jakie to dobre. Wybór jest spory i na pewno tam wrócę.

Tu jest w 100% po hiszpańsku, prawdziwie, pysznie, szczerze, na dobrych produktach. Nie ma lipy. Polecam z całego mojego oliwkowo-krewetkowego serducha Ps. tylko żeby zechcieli wymieńcie te  krzesła na zewnątrz. Dla mnie, blogerki z hipermobilnością dysków takie mało wygodne.

Mojo Picon

Mojo Picon to koncept prowadzony przez dwóch Hiszpanów. Jeden pochodzi w Fuertaventura, drugi z okolic Alicante. Tu również kuchnia jest prawdziwa i szczera, z dobrych produktów. Ale koncept jest zupełnie inny. Mojo Picon jest dość hałaśliwym barem przy Prostej 53, w pobliżu Biedronki. To nie są piękne, wygodne i eleganckie stoliki, ale takie miejsce, żeby przysiąść na chwile, wciągnąć jakąś dobrą przystawkę i popić sympatycznym winkiem lub cocktailem. A co do win i cocktaili mają co trzeba. Pozostałam monotematyczna i spróbowała znowu krewetek – tym razem Gambas al Ajillo, czyli krewetki z czosnkiem (35zł). Tym razem były to krewetki w całości (z główkami i ogonkami, ale pancerz zdjęty dla naszej wygody), z pomidorkami, czosnkiem, papryczką w plasterkach. Bardzo dobrze doprawione, ale ku mojemu rozczarowaniu, nie były zatopione w oliwie. Na szczęście oliwa była wyczuwalna w zawiesistym sosie, w którym brodziły. Na szczęście były też grzanki z bagietki, bo wiadomo, że przy takich daniach w restauracji bagietka to podstawa. Przecież przy ludziach tak dobrego sosu paluchem z talerza nie wyjemy, a serce i żołądek pękałyby z rozpaczy, gdyby taki sos trzeba było zostawić na talerzu. Nie uroniłam ani kropelki, wyjadłam bagietą do dna. Jadłyśmy również pyszne kalmary po andaluzyjsku, w delikatnej panierce,  cieniutkie, malutkie i delikatne. Nie wiem czy dlatego, że to bar, czy może dlatego, że Hiszpania to nie jest kraj, który kojarzyłby mi się z genialną organizacją, obsługa trochę tu kuleje. Może i mają dobre chęci, ale niektórzy kelnerzy nie znają karty i trochę chodzą roztargnieni. Musiałyśmy upominać się o kartę, bo nikt przez pierwsze 10 min nie pomyślał, żeby nam ją przynieść.
Podsumowując, to uczciwa, przyjemna, prawdziwa hiszpańska kuchnia, tylko organizacja czasem szwankuje.

Casa Pablo

W Casa Pablo byłam tylko na tapasach – spróbowałam quesadilla, pintxos z kozim serem i karmelizowaną cebulą i tortilla. Wszystko było bardzo smaczne, zwłaszcza pintxos. Casa Pablo mieści się przy Grzybowskiej w nowoczesnych wnętrzach, fajnie przystosowanych do eleganckich hiszpańskich klimatów. Kucharz jest młodym, ambitnym Polakiem, ale wie o co chodzi w hiszpańskiej kuchni. To już bardziej zobowiązujące miejsce, ale bez  przesady.

Sobremesa

Jest jeszcze jedno całkiem zacne hiszpańskie miejsce w Koszykach – Sobremesa Tapas Bar. Tam również dobrze karmią. Latem mają ogródek. Też są pyszne krewetki, świetne ceviche, niezła kaszanka i pyszniutkie churrosy z sosem czekoladowym i karmelowym. Polecam rezerwację, niezależnie czy wybieracie się tam w weekend czy w tygodniu. Takie dość trendy miejsce. W atmosferze samej restauracji może trudno poczuć Hiszpanię, ale na talerzach wędrują prawdziwe hiszpańskie smaki w takim trendy, nowoczesnym wydaniu.

Tapas Gastrobar

Natomiast szczerze Was ostrzegam przez Tapas Gastrobar w Hiltonie. To było pierwsze hiszpańskie miejsce jakie odwiedziłam, kiedy poczułam ogromny brak Hiszpanii i tych jej pyszności. To miejsce przypomina mi pułapki na turystów, jakie znajdziecie w turystycznych miejscach w Barcelonie czy w Madrycie. Wiecie, takie miejsca, w  których nie usłyszycie hiszpańskiego wśród gości, a czasem nawet wśród załogi, gdzie kuchnia jest „na odwal się” „i tak tu nie wrócisz”, a kosztuje drożej niż w pysznych restauracjach dla miejscowych. Wszystkie zamówione tapasy były tłuste, niesmaczne lub wręcz takie bezsmakowe. Wszędzie pojawiała się taka sama jałowość zaprawiona niesmacznym tłuszczem. W kaszance poza panierką i tłuszczem trudno było doszukać się kaszanki. Z innymi tapasami było podobnie. Z kilku zamówionych przekąsek, żadna nie została zjedzona do końca, bo nie jestem na świecie po to, żeby komuś wyjadać nieświeży tłuszcz z frytury. To przez takie miejsca kuchnia hiszpańska, zupełnie niesłusznie, nie jest doceniana.

Mimo, że pod względem ilości, hiszpańskie restauracje nigdy nie dorównają włoskim, jakością im dorównują bez problemu i często je prześcigają. Test krewetek wszystkie powyższe miejsca, poza Tapas Gastrobar, przeszły wzorowo, z dodatkowym plusem dla La Iberica. Wrócę do nich jeszcze na test ośmiornicy 😉 bo wszędzie wyglądała pysznie.

Spodobał Ci się wpis. Będzie mi bardzo miło jeśli go udostępnisz i polubisz na fanpagu Jo je blog. 😃

Być może zainteresuje Cię też...

Dodaj komentarz