Muzeum Polskiej Wódki w Koneserze

Koneser jeszcze nie został do końca odkryty przez Warszawiaków, ani przez odwiedzających Warszawę. Ale w weekendy już przeżywa oblężenie. I słusznie, bo miejsce na pewno warte jest poznania. Uwielbiam projekty, kiedy niepotrzebnym już obiektom, zwłaszcza industrialnym, daje się drugie życie. Jest tak na Śląsku, o czym pisałam tu przy okazji Muzeum Śląskiego i Silesia City Center, czy w Łodzi w przypadku Manufatury, która powstała na terenie dawnej fabryki włókienniczej czy Starego Browaru w Poznaniu mieszczącego się w XIX browarze Huggera. Oczywiście najbardziej cieszy, kiedy historyczne wnętrza przekształcają się w miejsce kultury.

W Koneserze znajdziemy trochę wszystkiego. To takie miasto w mieście. Jest tam kilka restauracji, m.in. Zoni, o którym pisałam tutaj, Bombaj Masala, jest też Praski Ferment – tam akurat po 15 minutach oczekiwania na kartę i kolejnych 10 w oczekiwaniu na przyjęcie zamówienia skapitulowałam mimo, że byłam potwornie głodna, a karta zwiastowała niezłe dania. W weekend do Konesera zjeżdżają też food trucki. Są tam również autorskie butiki, bar z tarasem i jest wreszcie Muzeum Wódki.

Nie wiem jak Wy, ale ale ja doceniłam moc polskiej wódki mieszkając za granicą. Dane mi było spędzić 5 lat mojego życia we Francji. Butelka naszego „soku z ziemniaka” lub „ze zboża” wzbudzała niezmiennie zachwyt w oczach moich zagranicznych znajomych. Pamiętam czasy, kiedy „eksportowałam” nasz eliksir do Francji zarówno na zamówienie przyjaciół jak i „na zapas” jako towar wymienny. Jeśli miało się wątpliwość co podarować znajomym we Francji czy w Niemczech, dobra Polska wódka zawsze się sprawdzała. I mimo globalizacji, śmiem twierdzić, że nadal tak jest. Teraz postanowiłam odkryć co jeszcze, poza zachwytem naszych sąsiadów, ma w sobie ten trunek.

Muzeum Polskiej Wódki jest ciekawe dla wszystkich dorosłych. Szczególnie zachęcam Was do odwiedzenia tego miejsca jeśli macie gości z zagranicy – ja wykorzystałam przyjazd mojej przyjaciółki z Luksemburga do zwiedzenia tego miejsca. Ale w sumie zainteresuje wszystkich pełnoletnich.

Muzeum można zwiedzać od godziny 11 do 20.30 w tygodniu i o godzinę dłużej w weekendy. Jest też możliwość zwiedzania nocnego. Bilet nie jest tani, bo kosztuje 40 zł, ale na pewno po wielokroć wart jest swojej ceny, ponieważ obejmuje zwiedzanie z przewodnikiem – to jest absolutna wartość dodana tego zwiedzania – oraz degustację wódki z udziałem bardzo wprawnego i znającego się na rzeczy barmana. Polecam przyjechać tu metrem – od Dworca Wileńskiego to kilka minut na piechotę. Jest jeszcze możliwość dojazdu tramwajem czy autobusem oraz rowerem. A jeśli jednak przyjedziecie samochodem, to pamiętajcie, że w Koneserze są parkingi podziemne i to niemałe – 1000 miejsc. Wjazd na parking znajduje się od ulicy Białostockiej. Kosztuje 4 zł za godzinę, pierwsza godzina jest gratis.

Muzeum Polskiej Wódki znajduje się w zabytkowym budynku Zakładu Rektyfikacji na terenie Centrum Praskiego Koneser. To właśnie tutaj mieściła się Warszawska Wytwórnia Wódek „Koneser”, gdzie rozlewano takie flagowe marki polskich wódek jak Luksusowa i Wyborowa. Muzeum zostało zaprojektowane przez tę samą pracownię architektoniczną, która zaprojektowała Muzeum Historii Żydów Polskich oraz Muzeum Powstania Warszawskiego. To pracownia Mirosława Nizio – Nizio Design International. Wyciągnięto pięknie industrialne wnętrza, jest tu sporo betonu i trochę metalu, są też fantastyczne interaktywne ekspozycje, które opowiadają w bardzo ciekawy sposób historię powstania tego trunku od czasów starożytnych po współczesne.

Zwiedzanie zaczniecie od obejrzenia filmu, ze świadectwami pracowników Fabryki Wódek Koneser. Następnie zacznie się część historyczna, która opowiada, w jakich częściach świata rozpoczęła się historia alkoholu. Czy wiecie, że alkohol najpierw używano jako lekarstwo? Tylko w Muzeum Polskiej Wódki dowiecie się jak skomponować trunek, który „przywróci straconą krasę na obliczu”;) Może nie warto inwestować w botoks czy kwas hialuronowy, bo wystarczy umiejętnie pomieszać wódkę bukwiczową z rozmarynową i kilkoma innymi…

Później jest jeszcze ciekawiej. Można dotknąć składników z jakich produkowana jest wódka i dowiedzieć się więcej o specyfice poszczególnych gatunków. Jest świetna interaktywna sala, gdzie przewodnik oraz sama wystawa wyjaśnią Wam co i jak pijano w XVII i XVIII wieku. Dowiecie się między innymi jak to polska szlachta „poświęcała się” traktując picie jako jeden ze swoich obowiązków służbowych”. Na szczęście nie mieliśmy wtedy wśród Europejczyków największej liczby „obowiązków służbowych”. Bardziej od Polaków „poświęcali się” na przykład Anglicy czy Rosjanie.

Jeśli ktoś przebywał kiedyś trochę dłużej we Francji, to pewnie słyszał powiedzenie, które brzmi pozornie bardzo niechlubnie „Pijany jak Polak”. Tymczasem w MW dowiecie się, że ma ono swoje pochodzenie z czasów napoleońskich i nie ma sobie nic niechlubnego. W 1807 roku, po zwycięskiej bitwie z Rosją pod Frydlandem, wojska napoleońskie uraczyły się wódkami. Następnego dnia, Rosjanie zaatakowali z samego rana, ale tylko Polacy byli w stanie walczyć i odeprzeć rosyjski atak. Po tych wydarzeniach Napoleon miał powiedzieć swoim żołnierzom: „Jeśli już musicie być pijani, to bądźcie pijani jak Polacy”.

Dalej zobaczycie już proces produkcji, alembiki, kadzie… Jak w pracowni alchemika. Na końcu wystawy, zwłaszcza osoby, które jeszcze pamiętają PRL, z rozrzewnieniem obejrzą stare butelki wódki – Vistuli czy koszernej i piękne eksportowe polskie marki, które dostępne były tylko w Pewexie. Na piętrze będziecie mogli założyć gogle, które symulują nasze widzenie po alkoholu. Świetnie to działa na wyobraźnię. Ja nie mówię nawet o tym, żeby nie prowadzić pojazdów wszelakich, bo to oczywiste, ale też nie wykonywać czynności, które w jakikolwiek sposób mogły by zagrozić naszemu otoczeniu czy nam. Nie bez przyczyny normy spożycia alkoholu przy prowadzeniu pojazdów są tak rygorystyczne. Załóżcie koniecznie te gogle.

No i zwieńczeniem całej wycieczki, która trwa ponad godzinę jest degustacja. W życiu nie sądziłam, że jestem w stanie rozróżniać rodzaje wódek. A jednak jestem. Wszyscy jesteśmy. No może poza jednym zwiedzającym, który nie poczekał na sygnał barmana i zdegustował swoją porcję 3 kieliszków zanim inni zdążyli zająć miejsca…

A o tym, że nie powinno się trzymać wódki w zamrażarce słyszeliście… ?Jeśli nie, to kolejny argument, żeby odwiedzić to miejsce.

Himilsbach mówił, że picie wódki to jest wprowadzanie elementu baśniowego do rzeczywistości, a ja wam powiadam, że oglądanie wódki – uwaga po mikroskopem – to jest dopiero baśniowe…

Wasze zdrowie

Jo

Spodobał Ci się ten wpis. Będzie mi bardzo miło jeśli go udostępnisz.

Być może zainteresuje Cię też...

Dodaj komentarz